Taneczne rytmy, świetny kontakt z publicznością i przyjemne dla oka widowisko. Tak w kilku słowach można opisać warszawski koncert MYNAME. Przeczytajcie, co dokładnie działo się w trakcie show!

3 września, godzina 19:00, Klub Progresja, Warszawa.
Fanom MYNAME, czyli „MYgirl”, ta data na długo zapadnie w pamięć. Polskie show było częścią europejskiej trasy koncertowej zespołu, „MYNAME with MYgirl”, obejmującej także m.in. Niemcy, Rumunię czy Hiszpanię. Wystąpili w muzycznym klubie Progresja, na stronie którego znajdziemy informację, że dysponuje największą sceną klubową w kraju. Patrząc na tłum, który tworzył się przed budynkiem już kilka godzin przed rozpoczęciem wydarzenia, było pewne, że potrzeba sporo miejsca, by pomieścić wszystkich zebranych. Od jednej z fanek usłyszałyśmy, że czekała od rana. To nic dziwnego – miejsc w pierwszym rzędzie było znacznie mniej niż posiadaczy złotych opasek z przywilejem wcześniejszego wejścia do sali.

Pomimo opóźnienia w czasie przy wpuszczaniu fanów do klubu, koncert zaczął się o zaplanowanej porze. Już od pierwszych taktów intro można było usłyszeć głośne krzyki, a tłum naparł na barierki w oczekiwaniu na MYNAME.

Setlista:

Intro – Get Ready

  1. Just that little thing
  2. Baby I’m Sorry
  3. Message
  4. Day by Day
  5. Hello & Goodbye
  6. Sleepless Love
  7. My Love
  8. Seyong SOLO
  9. See you again (Insoo i JunQ)
  10. Crush on You
  11. EDM Luvtaker
  12. EDM Reason
  13. Too very so much
  14. Just tell me
  15. Summer Party

Baby I’m Sorry

Kontakt zespołu z publicznością był nadzwyczaj dobry. Pomimo bariery językowej, każdy z członków MYNAME starał się jak najlepiej wypaść przed polskimi fanami. Często stosowali fanserwism, żeby otrzymać jeszcze gorętsze okrzyki z widowni. Podchodzili na skraj sceny, by pozwolić kilku szczęściarzom na dotknięcie ich dłoni, chętnie pożyczali telefony od widowni, by zostawić na ich kartach pamięci trwalszą pamiątkę, a Chaejin oraz JunQ założyli na głowy urocze opaski, które należały do fanek. Insoo pochwalił się nawet swoim angielskim, który był na bardzo dobrym, komunikatywnym poziomie. Za to Seyong chciał zaskoczyć fanów i nauczył się kilku wypowiedzi po polsku. To, że powiedział więcej niż „kocham cię”, zostało docenione przez głośne krzyki zadowolonych fanów.

W pewnym momencie scena opustoszała, a wszystkie światła zgasły. To był czas solowego występu Seyonga. Poradził sobie świetnie, wykonując wiele imponujących, a wśród tego też i nowoczesnych, kroków. Konceptem był seksowny i mocny taniec, co widać nawet na zdjęciach. O jego kontuzji kolana dowiedzieliśmy się dopiero pod koniec koncertu. Bardzo przepraszał fanów za ten dyskomfort w czasie występów, jednak otrzymał bardzo pozytywną i ciepłą odpowiedź od MYgirl.

MYNAME na polskiej scenie

Rzeczą, która zdziwiła MYNAME, to tupanie. Fani w pewnych momentach tupali do rytmu, a czasami robili to jako odpowiednik klaskania. Zdziwiony Insoo zapytał nawet, dlaczego. W odpowiedzi ktoś krzyknął z widowni „To be the loudest!” (Żeby być najgłośniejszym!). Bardzo mu się to spodobało, za każdym razem dołączał do wspólnego tupania.

Zespół cały czas zapewniał, że świetnie się bawią z polskimi fanami. Gunwoo otrzymał od fanek polską flagę, którą się owinął. Razem z Insoo przyjęli maskotki, które rzucono im na scenę. Obiecali, że z pewnością wrócą na kolejny koncert do Polski. Chaejin złożył „pinky promise” z Seyongiem oraz z jedną z fanek, co uwieczniliśmy na fotografiach.

Pożegnanie z fanami:

Po zakończeniu głównego widowiska, większość fanów skierowała się w stronę wyjścia. Zostali tylko ci, którzy mieli na nadgarstkach złote oraz srebrne opaski. Warto tutaj pochwalić organizację klubu. Pracownicy bardzo sprawnie poradzili sobie z tłumem i już w ciągu kilku minut każdy mógł odetchnąć świeżym powietrzem i ochłonąć z emocji.

Największym minusem show była jego długość. Dopiero co fani wbiegali do sali koncertowej, a już musieli z niej wychodzić. Szybkie spojrzenie na zegarek – 20:30. Ze strony zespołu 1,5-godzinne show to z pewnością wystarczająco, zwłaszcza, że 3/4 tego czasu było wypełnione tańcem i śpiewem. Minęło jednak jak pstryknięcie palcami i trudno było ukryć – wszyscy chcieli się bawić dłużej.

Jak wrażenia?

Znaczna większość spotkanych przez nas dziewczyn na koncert wybrała się dlatego, że był to k-popowy boysband. Wspólnie jednak stwierdziły, że show skutecznie przekonało je do zagłębienia się w twórczość MYNAME, bo bawiły się świetnie. Znalazła się także fanka, która grupę znała wcześniej i się nie zawiodła. Trudno powiedzieć, czy wszyscy byli jeszcze pod wpływem „koncertowej euforii”, czy myśleli całkowicie trzeźwo. Z ręką na sercu trzeba jednak przyznać, że na horyzoncie nie było ani jednej zawiedzionej osoby. Co najbardziej zapamiętali? „Na pewno to, jak Insoo zaczął polewać publikę wodą. Zostałam oblana z dwa razy!” – powiedziała nam Aneta z Warszawy. „Zdecydowanie pinky promise. Trzymam ich za słowo”, kolejnego koncertu nie może doczekać się Gabrysia. Na drodze stanęli nam także koncertowi weterani, którzy starają się być na wszystkich występach koreańskich artystów w naszym kraju. Jak na ich tle wypadło MYNAME? „Mieli świetny kontakt z publicznością, nie wszystkim zespołom się to udawało” – usłyszałyśmy od Ani z Torunia – „Generalnie, świetnie się bawiłam.”

Zobaczcie fotogalerię naszego autorstwa z koncertu MYNAME:

Za możliwość uczestniczenia w koncercie dziękujemy Kanzen Music! Zdjęcia fanów z zespołem znajdziecie na Facebook’u agencji: KLIK.

Relacja i zdjęcia: Karolina Fedrau, Dominika Fenikowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.