Wraz z odchodzącym na dobre rokiem 2020 (nie będziemy tęsknić!), kończy się także druga dekada XXI wieku. Nikt nie zaprzeczy, że k-pop przez ostatnie dziesięć lat wspiął się na wyżyny swojej popularności.
Z tego też powodu każdy członek naszej wykwalifikowanej, pięcioosobowej redakcji przedstawi Wam swoje TOP 10 płyt mijającej właśnie dekady. To wszystko, by razem świętować nowy rozdział w historii naszej wspólnej, ulubionej muzyki. Dlatego, chociaż w tytule widzicie „Wybór Zofii”, nie będzie to recenzja książki Williama Styrona ani nawet oscarowego filmu z Maryl Streep (zawiedzionych przepraszam!).
Oto one, oficjalne TOP10 redaktor naczelnej Zofii, wybrane płaczem i lamentem. Zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że oprócz nich nie ma żadnych płyt, które sprawiają, że krew szybciej mi krąży w organizmie. Takie jednak nałożyłyśmy na siebie reguły. Wszystkie te krążki prezentują sobą wszechstronność i zaskakują mnie nawet przy 150. odsłuchu – czy to właśnie nie oznacza, że płyta jest wyjątkowa? Zapraszam do mojej małej rzeczywistości, zaklętej w jednym artykule!
- BIGBANG – „MADE” (2015-2016)
Jak mogłabym zacząć opisywać minioną dekadę, nie wspominając o BIGBANG. Seria „MADE” jest moim zdaniem prawdziwym arcydziełem, zarówno pod względem muzycznym, jak i tym stricte marketingowym. To album, na jakim zdecydowanie każdy znajdzie coś dla siebie. Stosunkowo różne od siebie piosenki tworzą wspaniałą całość, udowodniając jedynie talent swoich twórców. Na koniec pozwolę sobie zacytować artykuł magazynu Billboard, umieszczającego „MADE” wśród najlepszych k-popowych płyt 2016 roku: „To świadectwo wszechstronności muzycznej k-popowych artystów, które sprawia, że naprawdę trudno nazwać k-pop jedynie „gatunkiem””.
- Girls’ Generation – „Holiday Night” (2017)
Tak samo jak widoczny wyżej BIGBANG, Girls’ Generation dodało bardzo ważną cegiełkę do obecnej popularności k-popu. Wydany na dziesiątą rocznicę debiutu girlsbandu krążek „Holiday Night” to prawdziwy hołd całej twórczości dziewczyn. Plejada radosnych, tanecznych kawałków, przeplatana spokojniejszymi, uroczymi piosenkami to właśnie album, który perfekcyjnie podsumował 10-lecie istnienia SoShi. Jeśli kiedyś zdarzy się Wam być na organizowanej przeze mnie imprezie (oczywiście po pandemii!), zdecydowanie przygotujcie się na taniec w rytm Holiday czy All Night.
- PSY – „4×2=8” (2017)
PSY – po prostu. Nie wiem, czy znajdzie się ktokolwiek, kto nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że to właśnie on wprowadził k-pop do mainstreamu, gdy szał na Gangnam Style ogarnął cały świat. Właściwie to każde wydawnictwo PSY od 2012 roku, mogłoby się znaleźć w tym zestawieniu, jednak zdecydowałam się na „4×2=8” nie bez powodu. Na swoim krążku z 2017 roku, solista łączy siły ze śmietanką śmietanek koreańskiego przemysłu muzycznego. To pozwoliło mu jednocześnie zaprezentować samego siebie, jednak nadal próbując nowych rzeczy. Moim zdaniem sam fakt, że tytułowe New Face jest praktycznie hymnem koreańskich wyborów prezydenckich z 2017 roku, mówi samo za siebie.
- Block B – „Blockbuster” (2012)
Niektórzy mogą zdziwić się, widząc wśród mojego TOP10 pierwszy (i na razie niestety jedyny) pełen album Block B. „Blockbuster” to krążek, z którym nie wszyscy polubią się po pierwszym posłuchaniu. Moim zdaniem to jednak kolejny wspaniały przykład wszechstronności muzycznej k-popowych artystów. Każda piosenka jest na swój własny sposób wyjątkowa i była niejako zapowiedzią późniejszego rozwoju członków Block B. Poza tym, kto chociaż raz nie zrobił sobie jednoosobowej imprezy przy Mental Breaker, niech pierwszy rzuci kamieniem (albo po prostu niech pójdzie to zrobić).
- BTS – seria „The Most Beautiful Moments In Life” (2015-2016)
BTS przez ostatnie lata wspiął się właściwie na k-popowy szczyt szczytów. Ja jednak chciałabym wspomnieć tutaj o serii, która niejako ukształtowała Bangtanów takimi, jakimi są. To w końcu właśnie z I Need You, grupa zdobyła swoje pierwsze zwycięstwo z programie muzycznym. Cała trylogia „The Most Beautiful Moments In Life” jest już niejako podróżą w korzenie BTS i początkiem ich przemiany. Każdy kawałek z „Part 1”, „Part 2” i „Young Forever” przedstawia nam boysband w innym świetle, jak i pokazuje jego wszechstronność.
- Jonghyun – „She Is” (2016)
O tej płycie i tym artyście nie sposób nie wspomnieć. Jonghyun przez całe swoje życie dawał z siebie wszystko. Możemy to zobaczyć i usłyszeć na każdej płycie, każdym występie i w każdej piosence. Chciałabym wspomnieć tutaj o „She Is”, bo to płyta, która w pełni pokazuje to, jakim artystą był Jonghyun i w jakim stylu czuł się najlepiej. To krążek, na którym muzyk bawi się swoim brzmieniem, przez co każdy słuchacz jest momentalnie nim zafascynowany. Uważam, że to ten typ płyt, którą kiedy raz posłuchacie, jest z Wami już na zawsze.
- iKON – „Welcome Back” (2015)
Mam wrażenie, że każdy, kto oglądał „WIN: Who Is Next?” i „Mix & Match” (programy survivalowe produkowane przez YG Entertainment – przyp. red.) śnił o momencie, w którym iKON w końcu zadebiutuje. I trudno ukryć, że „Welcome Back” to wszystko, czego moglibyśmy chcieć od debiutanckiego albumu. Na krążku znajdziemy każdy aspekt grupy, w której zakochaliśmy się w programach survivalowych. Perfekcja w tworzeniu muzyki do ostatnich dźwięków wybija się tutaj w każdej sekundzie, a z piosenki na piosenkę nie możemy się oderwać coraz bardziej.
- Taeyeon – „My Voice” (2017)
Czasem odpowiedni wokal to wszystko, czego potrzebujemy, żeby dany album na zawsze zamieszkał w naszej głowie i sercu. Taeyeon, która nadal pozostaje jednym z najlepszych głosów w SM Entertainment, zachwyca w „The Voice” od początkowej piosenki. Pierwsze, solowe LP liderki Girls’ Generation jest także opowieścią o dojrzałości – również muzycznej. Artystka zaprezentowała się tutaj w wielu odsłonach, w oddali zostawiając siebie z początków kariery. Moja opinia może mieć, ale nie musi, coś wspólnego z tym, że bez tej płyty nie napisałabym żadnej ze swoich prac dyplomowych, ale to tylko potwierdza fakt, że słuchałam jej bardzo wiele razy.
- G-Dragon – „Kwon Ji Yong” (2017)
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że G-Dragon całą swoją karierę poświęcił na szukanie niestandardowych rozwiązań i nowych brzmień. To wszystko bardzo wyraźnie widać w autobiograficznym EP „Kwon Ji Yong”. Każda piosenka z mini-albumu jest zupełnie inna. Stało się tak z prostego powodu – G-Dragon bardzo prywatnie pokazał na płycie samego siebie na różnych etapach swojego życia. Każdy utwór płynie wprost z serca, a my możemy poznać artystę z wielu perspektyw. Album jest też wyjątkowy z innego powodu – trudno nazwać go „płytą”. W wersji fizycznej bowiem ukazał się jedynie w formie pen-drive’a z nagranymi piosenkami.
- SEVENTEEN – „Teen, Age” (2017)
Kolejny, może z pozoru nieoczywisty wybór z mojej strony. Jednak nie bez przyczyny w styczniu 2017 roku SEVENTEEN zapowiedziało, że ów rok będzie ich. Przez okrągłe dwanaście miesięcy otrzymywaliśmy od grupy wyjątkowe single podkreślające talenty każdego z jej członków. Rok wieńczyło właśnie „Teen, Age” – doskonale zbalansowane wydawnictwo, na którym każdy znajdzie coś dla siebie. Muzycy postawili tutaj na pokazanie swojej wszechstronności i różnorodności, co przy 13 członkach wcale nie jest takie łatwe do zbalansowania.
Bonus specjalnie ode mnie: iamnot – „hope” (2017)
Moim zdaniem każdy musi mieć swój mały skrawek koreańskiej muzyki, którą niekoniecznie da się nazwać k-popem. Mniej lub bardziej nugu artyści mają bardzo duży wkład w rozwój kultury (chociażby ulicznej!) w Korei, więc naprawdę polecam Wam udać się kiedyś w odkrywczą podróż po YouTube. Tak właśnie natknęłam zespół iamnot, który już od kilku lat nieustannie pozostaje przy moim boku. REKLAMA – więcej przeczytacie w moim Wartym Uwagi na ich temat 😉
Zapraszamy do śledzenia naszej serii! A jakie są Wasze ulubione płyty 2011-2020?
źródło: (1)
źródło zdjęcia: Oficjalna Strona Taeyeon