Każdy z nas doskonale wie, ile fan k-popu słyszy w ciągu roku nowej muzyki – szczególnie, kiedy lubi różnych artystów. Czasem trudno połapać się co, kto, dlaczego i kiedy wydaje. Mimo, że muzyka ma w moim życiu przeogromne znaczenie, sama czasem gubię się w ilości nowości. Są jednak albumy, do których zawsze mogę wracać. Są jak bezpieczna przystań, niczym miejsce, w którym po prostu dobrze się czuję. Każdy z nich “feels like home” i to właśnie je chciałabym przedstawić Wam jako moje płyty dekady.
Czy uważam, że są najlepsze na świecie? Niektóre tak 😉 Z pewnością jednak każda z nich to kawał naprawdę dobrej muzyki, tekstów, a przede wszystkim ogrom wspomnień. Przy okazji wybrałam z każdej przynajmniej jedną piosenkę, którą polecam Wam z całego serca!
1. BIGBANG – “MADE” (2015-2016)
Zaryzykuję stwierdzeniem, że “MADE” jest najlepszym, a z pewnością jednym z najlepszych albumów minionej dekady. Jest kwintesencją BIGBANG, łączy ich wszystkie mocne strony i pokazuje niesamowitą różnorodność przy zachowaniu stylistycznej konsekwencji, czego często brakuje mi w płytach młodszego pokolenia. To płyta na imprezy i do wzruszeń, do słuchania na cały regulator i do delektowania się nią w tle codziennych czynności. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że gdybym musiała słuchać jednej k-popowej piosenki do końca życia, to byłoby to Sober.
2. EXO – “EXODUS”/”Love Me Right” (2015)
Powodów tego wyboru jest kilka. Po pierwsze: gdyby nie ten album (i nie EXO), z pewnością bym tego artykułu w ogóle nie pisała. Po drugie: to pierwsza k-popowa płyta, którą kupiłam. Po trzecie: kocham EXO miłością absolutną i jest szansa, że byłabym w stanie ułożyć to zestawienie tylko z ich albumów. Nie zmienia to jednak faktu, że “EXODUS” to idealne brzmienie EXO, które, w mojej ocenie, udało im się powtórzyć dopiero na “LOVE SHOT”. Powiedzmy sobie szczerze – czy ktoś inny mógłby pomieścić obok siebie zalotne Playboy, dramatyczne Hurt, liryczne What If.. i baśniowe El Dorado na jednej płycie?
3. DAY6 – “The Book of Us: Gravity” (2019)
Ze wszystkich artystów, których tu umieściłam, to paradoksalnie z DAY6 znam się najkrócej. Była to jednak miłość od dosłownie pierwszych nut I Wait ze styczniowego Every Day6. Muzyka tej kapeli jest dla mnie od kilku lat lekarstwem na całe zło. Pierwsza odsłona serii “The Book of Us” to płyta o mnie. O mnie oraz innych dwudziestoparolatkach, którzy uczą się dorosłego życia poprzez wzloty i upadki. Teksty autorstwa Young K trafiają w samo serce, dają nadzieję, refleksję i pewność, że każdy z nas czuje podobnie i to tylko od nas zależy, czy będziemy się tych emocji wstydzić. Właśnie dlatego polecam Wam szczególnie Wanna Go Back, które przemawia do mnie, jak żadna inna piosenka.
4. RM – “mono.” (2018)
“mono.” to nie typowa płyta, bo nie ma swojego fizycznego wydania, jednak to zestawienie nie mogłoby istnieć bez niej. Poznałam BTS, kiedy RM był Rap Monsterem i wydawał groźne utwory, których słuchałam wówczas non stop. “mono.” pokazało mi, jak oboje dorośliśmy. To mixtape ujawniający jego delikatną, emocjonalną stronę, całkowicie burząc wizerunek niepokornego rapera, który chciał zbudować nastoletni Namjoon. Uwielbiam wracać do niego w spokojne, deszczowe wieczory i się przy nim wyciszać. Płytę rozpoczyna tokyo i to właśnie tę piosenkę z całego serca Wam polecam!
5. Lee Hi – “Seoulite” (2016)
Co ciekawe, to album, z którym rozpoczęła się moja przygoda z 7POP. Od tamtego czasu poznałam naprawdę wielu artystów, jednak moja miłość do Lee Hi pozostała niezmienna. To jeden z tych głosów, który nigdy się nie nudzi i ciągle zaskakuje. “Seoulite” ma w sobie każde znamię świetnej płyty – jest różnorodna, ale konsekwentna, jest świetnie wyprodukowana, ma dobre teksty i przyjemnie się jej słucha. Jeżeli jej nie znacie, naprawdę polecam Wam cofnąć się do 2016 roku i wniknąć w świat tego albumu. Na pewno przekona Was do tego najlepsze na świecie Up All Night z Tablo.
6. Taemin – “Move” (2017)
Na tę listę mogłabym wpisać jakąkolwiek płytę Taemina (koreańską albo japońską), przy każdej napisać, że uważam ją za najlepszą i ani razu bym nie skłamała. Czuję jednak, że “Move” było pierwszym albumem, wykorzystującym stylistykę, z którą kojarzony jest do dzisiaj. Jest w głosie Taemina coś, co sprawia, że chce się go słuchać więcej i więcej, a w jego występach taka energia i estetyka, że trudno oderwać od nich oczy. Jeżeli kiedykolwiek zaintrygowało Was tytułowe Move, to wystarczający powód, by dać szansę całej płycie Taemina. Od siebie dodam, że na “Move” prawdziwa magia dzieje się w Rise oraz Love.
7. NCT 127 – “LIMITLESS” (2017)
Tak samo, jak z Taeminem, sytuacja ma się z NCT 127. Na “LIMITLESS” każdy znajdzie coś dla siebie i uważam, że to jeden z najbardziej udanych pierwszych comebacków wśród wszystkich zespołów, które zdążyłam poznać. Płyta doskonale zapowiedziała kolejne muzyczne kroki grupy i świetnie wpisuje się w ich całą dyskografię. Jednocześnie jest chyba najdelikatniejszym (ale zdecydowanie nie nudnym!) krążkiem unitu. Spotify mówi mi także od kilku lat, że Back 2 U (AM 1:27) to moja najczęściej słuchana piosenka i jestem przekonana, że nie kłamie. 😉
8. Monsta X – “THE CONNECT: DEJAVU” (2018)
Monsta X kojarzy mi się przede wszystkim z bardzo mocnymi comebackami, robiącymi niesamowite wrażenie choreografiami oraz prześwietnym rapem. Na “THE CONNECT” przeszli jednak samych siebie i wiem, że ta płyta zawsze będzie moim ulubionym krążkiem MX. Z moich playlist na pewno nie znikną także Destroyer i Lost in the Dream, spod których wrażenia nie mogę wyjść od czasu premiery albumu. Płyta uwydatnia wszystko, co w Monsta X jest najlepsze – charakterne brzmienie, przeplatane spokojniejszymi, ale nadal intensywnymi melodiami oraz tą wyjątkową atmosferę, którą swoimi kawałkami umieją zbudować jak mało kto.
9. Highlight – “Can You Feel It?/”CALLING YOU” (2017)
Highlight, a wcześniej BEAST, ma za sobą długą historię wzlotów i upadków. Są jednak doskonałym przykładem na piękny powrót po nierównej walce z byłą wytwórnią. Tym powrotem był ich debiut jako Highlight z albumem “Can You Feel It?”, promowanym ultrawesołym Plz Don’t Be Sad. Album jest świeży, wypełniony mieszanką emocji, nostalgiczny i raczej spokojny. Do tego zestawu dołączył repackage płyty, tworząc naprawdę świetny obrazek. Z krążka pochodzi także jedna z niewielu piosenek, której nigdy nie przełączam – Danger.
10. WINNER – “EXIT: E” (2016)
Trudno jest nie lubić elektronicznego, energicznego brzmienia WINNER, z którym aktualnie mocno kojarzy się zespół. Kto nigdy nie bawił się przy ISLAND, REALLY REALLY czy LOVE ME LOVE ME naprawdę wiele traci (i powinien to jak najszybciej naprawić!). Ja jednak chciałabym się cofnąć na moment do 5-osobowego składu zespołu. Na „EXIT: E” WINNER brzmi jak pop-rockowa kapela, jest zdecydowanie bardziej nostalgiczne i emocjonalne. Taehyuna można lubić lub nie, ale PRICKED na zawsze zostanie na moich playlistach jako jedna z najbardziej trafiających w serce piosenek boysbandu.
BONUS:
Infinite – „For You” (2015)
Nie do końca to k-pop, bo „For You” to japońskie wydawnictwo, ale Infinite jest jak najbardziej koreańskim zespołem. Trudno byłoby mi nie zamieścić tego albumu w zestawieniu płyt dekady. Jeżeli poszukujecie zespołu, który zaserwuje Wam niesamowite wokale, dużą dawkę dramatyzmu, wysoki poziom choreografii i całkowity miks charakterów wśród członków grupy, Infinite jest odpowiedzią! Po „For You” słychać, że było zrobione kilka lat temu i było przeznaczone na rynek japoński, ale potraktowałabym to jako ogromne zalety tego krążka. Na początek poleciłabym przesłuchać Love of My Life, Just Another Lonely Night oraz Dilemma. Przy okazji przypominam, że w czerwcu zespół obchodził swoje 10. urodziny, co uczciliśmy K-LISTĄ: K-LISTA 7POP: Dekada Infinite.
Czy któryś z albumów wybralibyście do swojego zestawienia Płyt Dekady?
źródła wykorzystanych zdjęć: Oficjalna Strona DAY6 / Oficjalny Twitter NCT 127 / Oficjalny Twitter Super M