Obserwowanie comebacków zespołów z SM Entertainment wiąże się z szeregiem zalet i rozrywek, od kórych trudno oderwać wzrok. Jednak największym plusem są sami artyści, którzy im są dłużej na scenie, tym lepiej się na niej prezentują. SHINee są tego wzorowym przykładem, co pokazali podczas promocji „Don’t Call Me”.
Szczegółowo zaplanowane comebacki, świetnie dobrana muzyka oraz otoczka wizualna, która cieszy oko. To zauważymy za każdym razem, gdy wraca ktoś spod skrzydeł SM Entertainment. Wystarczy chociażby wziąć na tapet SHINee podczas tego comebacku. Cały ten proces przypominał dobrze naoliwioną maszynę, zaczynając od promocji, przez teledysk, po występy w programach muzycznych. I chociaż te ostatnie zakończyły się zaledwie po dwóch tygodniach, to pozostawiły uczucie satysfakcji. Ponownie SHINee pokazało, że czas nie stoi im na przeszkodzie.
No właśnie – czas. W końcu jeśli chodzi o ilość lat na scenie, to SHINee nie jest już najmłodszym zespołem. Nie można ukrywać, że koledzy z czwartej generacji k-popu łatwiej przyciągają uwagę młodych fanów. Jak więc pokazać wszystkim, że jest się cały czas na topie?
Absolutnie nie. SHINee zawsze było opisywane jako „contemporary group” (ang. współczesna grupa), więc nikogo nie powinno dziwić, że i tym razem chłopaki nagrali kawałek w bardzo popularnych tonach. Co bardziej zaskakuje, to wyjątkowo dobra prezencja podczas tak niecharakterystycznego dla nich konceptu. Nie dość że kawałek ma sprawiać wrażenie mocnego i hip-hopowego, to i tekst skupia się wokół nienawiści do osoby, która obrzydziła związek. Do tego występy, ubrania i niekonwencjonalny makijaż dorównują intensywnością piosence.
Jednak nie martwcie się nowościami. Dalsza część płyty oferuje kilka twistów i eksperymentów, ale możemy odetchnąć spokojnie, bo wciąż słychać stare, dobre SHINee. Takie kawałki jak chociażby I Really Want You czy Heart Attack to powrót do rytmicznego, boysbandowego stylu, z którego grupa jest najbardziej znana. Kilka innych pozycji, jak Code czy Kiss Kiss, skupiają się bardziej na tanecznym rytmie i oferują bardziej dojrzałą wersję SHINee. Od wydania albumu minęło jednak dwa tygodnie i z pewnością można powiedzieć, że fani wybrali sobie już faworyta. To Body Rhythm, kolejna nowość w katalogu zespołu. Czy to styl reggae przyciągnął uwagę Shawolów, czy sensualny tekst i rytm – zostawimy Wam do oceny.
Na ten comeback trzeba było czekać dwa i pół roku – to wszystko przez służbę wojskową, jaką odbyli Onew, Minho oraz Key. To może być także ostatni comeback na jakiś czas. Wciąż na wstąpienie do armii czeka najmłodszy członek zespołu, Taemin. Dlatego ważnym było zostawienie mocnego śladu po sobie na rynku muzycznym i Don’t Call Me doskonale spełniło tę rolę. Możemy głośno i wyraźnie powiedzieć to, na co wszyscy czekali: SHINee’s back. Teraz należy tylko wypatrywać listy solowych aktywności, które z pewnością niedługo się pojawią.
źródło zdjęcia: Oficjalny Twitter SHINee
Długo trzeba było czekać na chłopaków ,ale opłaciło się ! Cieszę się że udało im się wrócić w dobrym stylu ,zwłaszcza w dzisiejszych czasach covidowych. Życzę im powodzenia !